Artysta

środa, 29.lutego.2012, 11:05

Ok. Trochę później niż chciałam- jednak winą tego jest niezwykła zdolność mojej wielkiej miłości do "odkochiwania się" w jeden dzień. Wybaczcie najmocniej. Musiałam to przespać, przemyśleć i nie miałam ochoty zajmować się czymś innym.

Jednak nie można się tak rozczulać, prawda? Prawda.
Recenzja i moje osobiste, subiektywne uwagi w dzisiejszej notce odnosić się będą do filmu, który w niezwykły, magiczny wręcz sposób różni się od tych, do jakich przywykliśmy. Dlaczego? Bowiem cofa się do początków kinematografii, odświeża je i przywraca im życie. Wedle mojej oceny- w bardzo udany sposób.
Mowa rzecz jasna o "Artyście".

Co w nim takiego niezwykłego?
Po pierwsze- pozbawiony jest wszelkich kolorów. Jak bowiem wiemy, biel i czerń to nie kolor. A odcienie szarości to jedynie tonowanie tej "bezkolorowości". Jako, iż osobiście jestem fanatyczką czarnobiałej fotografii i w filmach mnie to nie razi. Wręcz przeciwnie. Pobudza moją wyobraźnię. Dzięki temu bowiem sami w główkach nadajemy kolory danym odcieniom czerni i bieli. Sami stwarzamy kolorystykę filmu i każdy z nas ma możliwość zrobić to inaczej.
Jednak pozbawiony kolorów film jeszcze nie jest niczym tak nam nieznanym.
Co innego natomiast jest z dźwiękiem.
Przywykliśmy do dialogów w filmie, które bardzo często odgrywają jego najważniejszy przekaz. Przemyślenia scenarzysty, uczucia postaci i ich spojrzenie na świat. W dzisiejszych czasach nie ma filmu bez choćby skąpej ilości słów.
A raczej nie było.
Artysta przypomina nam, jak wielką sztuką było kręcenie filmów zanim nauczono się do wizji dodawać dźwięk. Sama mowa ciała aktorów musi nam, bowiem wystarczyć do odczytywania ich emocji, punktu widzenia, uczuć i poglądów na życie i świat ich otaczający.
Artysta kina niemego nie może być pierwszą lepszą gwiazdką, która rolę dostała dzięki ładnym nogą, dekoltowi i uśmiechu. Musi być to człowiek z faktycznym talentem. A tego nie można odmówić całej obsadzie.

Przejdźmy jednak do samego filmu i jego fabuły.
Oczywiście, głównym wątkiem jest miłość. Tak było, jest i będzie w Hollywood i to się chyba nigdy nie zmieni. Miłość być musi. To przyciąga do kin i pozwala na filmie zarabiać. Główny bohater jest super gwiazdą uwielbianą przez tłumy. Mężczyźni chcą być tacy jak on, kobiety chcą mieć takich mężów a prasa chce mieć jego zdjęcia. Nie reżyser rządzi nim a on reżyserem. Ba, szefem produkcji! Ma sławę, władzę, pieniądze. Może mieć każdą kobietę. Jego najlepszym przyjacielem jest inteligentniejszy zapewne nawet od wielu ludzi pies grający z nim w filmach a drugim w kolejce do tego tytułu szofer. Ma też piękną, elegancką żonę, którą kocha. I wszystko mogłoby tak trwać wiecznie gdyby nie fakt, że świat zmiennym jest a ludzkość szybko się nudzi i dąży do "lepszego". Los chciał, by akurat u szczytu popularności naszego bohatera kinematografia przeżyła rozwój. Coś, co ma wstrząsnąć światem, nadać mu nowy wymiar.
Pojawiają się filmy mówione.
Rozwój techniki splata się z upadkiem naszego bohatera.
W między czasie oczywiście pojawia się piękna, utalentowana, młoda kobieta marząca o wielkiej karierze filmowej. George Valentin, zauroczony jej talentem tanecznym, osobowością i oczywiście wyglądem, pomaga dziewczynie, która okazuje się być jego ogromną fanką. Załatwia jej rólkę w filmie z nim, daje rady i... w tym momencie się rzecz jasna zakochuje. Ma jednak żonę!
Tutaj droga mentalnych kochanków rozchodzi się.
Pojawia się wcześniej wspomniane kino mówione. George- wielka gwiazda kina niemego trzymająca sie na szczycie od jakiegoś już czasu właśnie z niego spada. Traci żonę, która jest z nim nieszczęśliwa i odchodzi, dużą ilość gotówki i tak na prawdę pozostaje mu jedynie pies, szofer- któremu i tak nie płaci i kieliszek alkoholu- w moim domyśle whisky.
Co dzieje się później? Cóż, młoda dziewczyna robi karierę, stary gwiazdor upada na dno po to, by spotkali się gdzieś pośrodku, między wspinaniem się na szczyt a drogą na dno. Role się odwracają po to, by miłość zatryumfowała.
Reszty nie chce wam zdradzać- nie było by sensu oglądania filmu. Zakończenie miło zaskakuje. Jest jedną z perełek filmu. Tak samo jak w rewelacyjny sposób przedstawiony senny koszmar głównego bohatera- odnośnie dźwięku w filmie właśnie.
Film być może nie trzyma w napięciu i łatwo się domyślić następnych scen czy nawet zakończenia w pewnym sensie. Jednak jak najbardziej warto go obejrzeć. Bowiem choć miłość odgrywa w nim dużą rolę- nie jest ona mdląca. Klimat przełomu lat 20 i 30 jest w nim jak najbardziej utrzymany do tego wręcz stopnia, iż oglądając Artystę można się poczuć tak, jakbyśmy cofnęli się do tych właśnie czasów.
Osobiście polecam osobą, które lubią się zrelaksować przy filmie i nie potrzebują do tego niestworzonych historii czy też wiru akcji, w którym można się pogubić.
Doskonały film o przemijaniu, odradzaniu się, miłości i o tym, jak ważna jest umiejętność adaptacji. Podążanie na przód. Jednocześnie jednak nie zapominanie o przeszłości i czerpaniu z niej doświadczeń i tego, co dobre.


Nastrój:
Kategoria: brak kategorii

Ekhym... Witam!

niedziela, 26.lutego.2012, 23:03

Tak, witam.
Blog stworzony dla świętego spokoju, przyznam szczerze. Bo do dawna już mnie dręczy chęć stworzenia gdzieś czegoś, gdzie będę mogła wszem i wobec ogłosić, co myślę na dany temat. Czy to jeśli chodzi o przeczytaną książkę, przesłuchaną muzykę, obejrzany film czy zjedzoną potrawę. Cokolwiek mnie wzruszy, wkurzy czy też urzeknie zostanie tutaj skrupulatnie opisane.
Póki co szablon jest jaki jest. Jako, że pewnie dużo tutaj o kulinariach będzie się mówiło, to uważam, iż pasuje. Jak zmienię zdanie to i szablon się inny pojawi.

Najpewniej jutro zacznę.
Od czego? Jeszcze nie wiem. Na pewno całkiem niedługo ukaże się tutaj recenzja sagi, której ostatni tom kończę. Nie, nie jest to Saga Pieśni Lodu i Ognia. Choć i tego fanką jestem. Mowa o czymś, niestety, dużo mniej w Polsce znanym. A jednak bardzo dobrym. A mianowicie o Sadze Dzieci Ziemi. Pierwsze tomy przeczytane przez ze mnie w dzieciństwie wpłynęły na mnie do tego stopnia, że z nich właśnie zrodziła się moja ksywa- teraz niemal drugie imię. Całość opowiada historię życia młodej, zdolnej kobiety żyjącej w czasie epoki lodowcowej. Bardzo ciekawe spojrzenie na świat, w którym wiele jest odniesień do czasów dzisiejszych i wciąż żywych prawd o ludzkiej naturze i życiu.
Ot, to na zachętę.
A teraz dobranoc robaczki.

Nastrój:
Kategoria: brak kategorii